Masz wpływowych znajomych - korzystaj!

Gdy obserwuję kariery kobiet, to parę tematów przewija się na okrągło. Potwierdzają je liczne publikacje. Gdy jakiś czas temu popełniłam cykl krótkich wywiadów z kobietami - menedżerami - te obszary również się ujawniły.
Zwane są różnie - przeszkodami, nawykami, błędami… Ja nazywam je przeszkadzaczami i pomagaczami - w zależności od ich wpływu na rozwój, karierę i satysfakcję z pracy.
Takim pomagaczem w karierze, który może dać mnóstwo korzyści, jest korzystanie z sieci wpływowych kontaktów. Ale tutaj uwaga, nie zrozummy się źle. NIE (tylko) posiadanie sieci kontaktów, NIE (tylko) zawieranie znajomości, NIE (tylko) umiejętność budowania relacji, a KORZYSTANIE z sieci swoich znajomości.
Dam Wam przykład. Wyobraźcie sobie Karolinę, która jest menedżerem w znanej korporacji. Na swoim stanowisku w dziale Jakości ma kontakt z wieloma klientami - również ze znanych firm. Kiedy zaczyna myśleć o kolejnym kroku w karierze poza obecną firmą, wspomina o tym paru osobom z sieci swoich kontaktów. Pyta, czy może nie słyszeli o ciekawej otwartej rekrutacji, która mogłaby być dla niej nowym wyzwaniem. A gdy okazuje się, że jej były klient pracuje w firmie, która właśnie szuka kogoś takiego jak Karolina - bez wahania dzwoni i pyta znajomego o szczegóły. Prosi go również o polecenie.
Karolina zbudowała wiele relacji w trakcie swojej kariery, zarówno wewnątrz jak i poza firmą. Dobrze sobie radziła z poznawaniem nowych osób i poszerzaniem siatki kontaktów. A to, co pomogło jej najbardziej, to wykorzystanie tych znajomości, gdy ich potrzebowała.
Podobno kobiety często czują niechęć do korzystania ze swoich relacji - pomimo tego, że często dużą uwagę poświęcają relacjom właśnie. I ta niechęć, to taki „przeszkadzacz” w karierze. I nie mówię tu tylko o relacjach w biznesie, a również o tych osobistych.
„Nie poproszę męża o pomoc, bo przecież widzi, że mi ciężko i sam zaproponuje wsparcie, jeśli będzie mógł”.
„Nie zapytam koleżanki, czy nie wysunęłaby mojej kandydatury na przewodniczącą naszego stowarzyszenia, bo to nieładnie tak się narzucać”.
„Ja już taka jestem, że nie lubię absorbować innych moją osobą”.
„Nie chce się naprzykrzać”.
To tylko kilka przykładów jak ta niechęć może się objawiać - jako niechęć do proszenia o pomoc. Bo przecież: naprzykrzanie, narzucanie, absorbowanie, wykorzystywanie - to nieładnie. Często tak właśnie interpretujemy korzystanie z naszych znajomości. Skąd takie myślenie? Same sobie tego do głowy nie włożyłyśmy. Mówili tak do nas rodzice, panie w przedszkolu, nauczyciele czy inne osoby ważne dla nas. Już samo słowo „nieładnie” które tak naturalnie (przynajmniej mi) łączy się w głowie z narzucaniem się, świadczy, że to myślenie wkładano nam od dzieciństwa.
Ale nie tak ważne jest, skąd to się wzięło. Ważniejsze, żeby zdać sobie sprawę, że to myślenie po prostu nam nie służy. Clou zmiany myślenia o korzystaniu ze swoich kontaktów jako o wykorzystywaniu czy naprzykrzaniu jest zrozumienie, że taka relacja jest oparta na obustronnym wsparciu. Sally Helgesen i Marshall Goldsmith (w książce, którą ostatnio chętnie cytuję “How women rise”) ciekawie to tłumaczą: jeśli myślisz, że prosząc o pomoc narzucasz się i wykorzystujesz kogoś, to trochę sobie uwłaczasz. Bo tym samym wychodzisz z założenia, że nie będziesz w stanie w podobny sposób się odwdzięczyć. A kontakty, które zawierasz i budujesz z myślą o swojej karierze - powinny być kontaktami qui pro quo.
Jeśli zależy nam na rozwoju zawodowym, weźmy się do roboty i budujmy relacje z myślą właśnie o ich wykorzystaniu. Czyli nie tylko z tymi, których bardzo lubimy; nie tylko te, które same niejako „się budują”. Ale z premedytacją i strategicznym nastawieniem nawiązujmy, rozwijajmy i czerpmy z kontaktów, które nam mogą pomóc i którym my, teraz lub w przyszłości, będziemy mogły odpłacić tym samym.