... Czyli o tym, co mógłby zrobić Syzyf, by jego los był mniej tragiczny.
Kilkanaście lat temu zdecydowałam się na sporą zmianę w karierze. Z działu HR dużej korporacji i znanej marki przeszłam do agencji rekrutacji - gdzie moja rola w połowie polegała na sprzedaży. Sprzedaży! Sprzedaży to mało powiedziane - to była sprzedaż przez telefon. Po angielsku. W „obcym” kraju.
Dobrze, że nie byłam świadoma, na co do końca się decyduję, bo pewnie bym się nie zdecydowała. Codzienne wydzwanianie tylko po to, by w 90% przypadków usłyszeć z drugiej strony brzdęk odkładanej słuchawki. Rutyna i niepowodzenie - w dużej mierze syzyfowa praca.
Wytrwałam w tej firmie półtora roku. Moim zdaniem bardzo długo. Chyba sama siebie zadziwiłam. Bo jednak mimo tego, że ta praca była uosobieniem tego, czego nie lubię - znalazłam w niej coś, co sprawiało, że dawałam radę i może nie w skowronkach, ale jednak z dość pozytywnym nastawieniem do niej chodziłam przez dłuższy czas.
Tak naprawdę były to trzy rzeczy. I gdy całkiem niedawno zetknęłam się z job craftingiem - po polsku zwanym “modelowaniem pracy” (słyszeliście już o tym?), to zdałam sobie sprawę, że nieświadomie zastosowałam jego zasady, by po prostu znaleźć sens w tym, co robię.
Bo znalezienie sensu w tym, co robimy, jest kluczowe, by odnaleźć radość i chęć do pracy. Jak to zrobić? Są na to trzy sposoby, a jeśli chcesz polubić swoją pracę - najlepiej zaaplikuj każdy z nich.
1. Co daje moja praca - mi lub innym?
Gdy zdecydowałam się na zmianę pracy i wyjazd - przyświecał mi szerszy cel. Moim marzeniem było pracować za granicą, a dokładnie w Nowym Jorku, w którym to mieście zakochałam się podczas studiów. Wyjazd i praca w Londynie były pierwszym krokiem do tego, żeby znaleźć legalną i moim zawodzie pracę w Nowym Jorku. Uważałam (i słusznie), że bliżej i łatwiej mi będzie do Nowego Jorku z Londynu niż z Warszawy. W chwilach zwątpienia przypominałam sobie, po co to wszystko robię - i chciało mi się bardziej.
Znalezienie głębszego sensu swojej pracy nie zawsze jest łatwe, gdy wpadamy w wir obowiązków i gdy wydaje nam się, że nasza praca sensu nie ma. Ale wszystko zależy od punktu widzenia. Możemy być “tylko” Menedżerem Jakości i “użerać się” z pracownikami produkcji, którzy mają nasze zalecenia w głębokim poważaniu. Albo możemy być Menedżerem Jakości i zapewniać klientom lepsze produkty, które spełniają, a może przewyższają ich oczekiwania, dają im radość i uśmiech na twarzy. Dużo zależy, jak spojrzymy na naszą pracę i jakich słów użyjemy, by ją opisać.
Żebyś poczuła, że Twoja praca ma sens - poszukaj go. Pomyśl szerzej, jakie efekty daje Twoja praca. I znajdź wśród nich to, co dla Ciebie jest ważne - wtedy jest szansa, że bardziej polubisz to, co robisz. I niech to będzie coś więcej niż “pieniądze na życie”.
2. Relacje z innymi
Moja niesławna praca jako telesprzedawca (tfu, konsultant rekrutacji) byłaby dla mnie dużo trudniejsza, gdyby nie świetni ludzie, którzy mnie otaczali. Była to zgraja (inaczej ich nie mogę nazwać) pełna humoru, energii i wyluzowania. Każdy był inny, a jednak wszyscy pasowaliśmy do siebie. Potrafiliśmy świetnie się bawić, a piątkowe popołudnia były praktycznie imprezowe.
I wiem - nie w każdej pracy trafia się na zgrany zespół, ale w większości sytuacji możemy coś zrobić, żeby zawrzeć dobre i cenne relacje. Nie z wszystkimi - wystarczy lepszy kontakt z wybranymi osobami. To nie muszą być przyjaźnie, nie muszą być (jak w moim przypadku) wspólne imprezy. To mogą być relacje oparte na wzajemnym wsparciu w pracy. Albo w zupełnie innej dziedzinie. Jeśli jesteś pracującą mamą - kontakt z innymi pracującymi mamami może dać Ci ogrom wsparcia, jeśli chodzi o codzienne trudy. Nikt tak nie zrozumie kobiety łączącej wiele ról jak inna, która ma tak samo. I niewiele rzeczy działa lepiej na samopoczucie od odkrywania, że nie jestem sama w moim trudzie.
A może możesz w pracy pomóc komuś się rozwinąć? Zostać mentorem, którego wsparcie sprawi, że będzie się komuś lepiej pracować lub awansuje? Taka rola może dać wiele satysfakcji - i nadać sens pracy.
3. Dostosuj swoje obowiązki
Pracując jako konsultant rekrutacji miałam do wykonania szereg obowiązków - codziennie tych samych. Do dziś pamiętam: 10 rozmów z klientem to była codzienna mantra. Niby niewiele, ale żeby udało się dodzwonić do osoby decyzyjnej lub zdobyć jakąś ważną informację - to był nie lada wyczyn (przynajmniej dla mnie) i wymagał wykręcenia kilkudziesięciu numerów.
“Targetu” 10 rozmów zmienić nie mogłam. Ale mogłam bez problemu wyznaczyć sobie czas w ciągu dnia, kiedy się tym zajmę. Czy będę to robić za jednym razem, czy też rozłożę sobie to na tury. Po rozmowie z przełożonym okazało się, że mogę również wyznaczyć sobie dni tygodnia, w których będę rozmowy wykonywać - o ile będzie ich w sumie 50 na tydzień.
Poza rozmowami mogłam spokojnie decydować o tym, czym się zajmę. W jaki sposób będę poszukiwać sprzedażowych “leadów” - szperając w necie, rozmawiając z kandydatami, czy przeglądając gazety. Mogłam nawet umówić się z kolegami, że wezmę na siebie większość wstępnych rozmów z kandydatami (to lubiłam najbardziej) w zamian za to, że oni wykonają mniej lubiane przeze mnie aktualizacje ofert w naszym systemie.
Dostosowanie (modelowanie) obowiązków w pracy tak, żeby sprawiały nam więcej przyjemności - to ogromny pozytywny “kop” w codziennej pracy. I w praktycznie każdym przypadku coś da się dostosować. Być może trzeba czasem zapytać szefa o zgodę. Ale to niewielki wysiłek w porównaniu z tym, jak sporą dawkę satysfakcji może nam to przynieść.
Im wyżej w hierarchii jesteśmy, tym szerszy mamy wpływ i większą decyzyjność jeśli chodzi o to, jak wyglądają nasze codzienne czynności. I w takim wypadku chyba największą przeszkodą w modelowaniu swojej pracy jesteśmy my sami. Wpadamy w codzienny wir i czujemy się przez niego zniewoleni. A żeby dostosować swoją pracę pod siebie - musimy się zatrzymać. Musimy dać sobie czas na zastanowienie się, przemyślenie, spojrzenie z innej perspektywy. Na odkrycie, co sprawia nam radość, a co nam tą radość zabiera. I odpowiednie dostosowanie naszej pracy.
Gdyby Syzyf wiedział, ile inspiracji jego “syzyfowa praca” da kolejnym pokoleniom przez tysiąclecia - na pewno byłby szczęśliwszy. Gdyby Syzyf znalazł dookoła osoby, z którymi mógłby po prostu porozmawiać - byłoby mu lżej. Gdyby Syzyf zdecydował się na drobne zmiany w swoim pchaniu głazu pod górę (a teraz podbiegnę, a tutaj chwilę postoję) - czułby się bardziej wolny w tym, co robi.
Więc jeśli chcesz bardziej polubić swoją pracę - nie bądź jak Syzyf. Dostosuj ją do siebie.
コメント